Prawie dwa miesiące nic nie
pisałem na blogu, nie zamieszczałem zdjęć. Nie było by to takie złe, gdybym
choć w tym czasie zdjęcia robił. Niestety nawet to się nie udawało. Przez te
kilka tygodni aparaty leżały odłogiem i czekały na lepsze czasy. Międzyczasie
zdążyła przyjść porządna zima z mrozem i śniegiem, a i część tego śniegu stopić
ciepłym niżem. Następny, głośny koniec świata nie nadszedł, następne święta
prawie skończone, następny rok dobiega końca. Następny, następny, następny...
Codzienne czynności, przechodzą w zamknięty w rutynie tydzień, tygodnie zlewają
się w monotonne miesiące. Czas mija, dni są szczelnie wypełnione zajęciami, ale
mimo to, jakby nic się nie dzieje. Stagnacja. Niemożliwy do przerwania rytm, z
którego nie można się wybić; jak nużąca monotonna melodia, do której trudno
wprowadzić nowe nuty.
Wystarczy jednak czasem drobne
zakłócenia, małe drgniecie rzeczywistości by zbudzić zaklęty w rutynie umysł.
Może to być rozmowa, krótkie niespodziewane spotkanie, kilka szybko
nakreślonych zdań od drugiej osoby. Drobnostka. nic nie znacząca dla świata
błahostka, która jak ten mały kamień spowoduje lawinę zdarzeń. Może się ona
różnie potoczyć- spowodować otrzeźwienie albo spotęgować zapaść. Ale coś się
zmieni. Może nikt nie zauważy jednego spadającego kamyczka, takiego samego jak
setki innych, jednak to on poruszy wszystko.
* * *
Dwa zdjęcia z pewnego, wczesnowiosennego spaceru Anno 2012.